wtorek, 14 lutego 2017

Rozdział 1

Proponowany soundtrack do rozdziału:
Temple Of The Dog - Hunger Strike 


Trwał niedzielny dzień, dokładniej południe. Niebo było jak zwykle zasnute chmurami, a ja mogłam się łudzić, że to właśnie było powodem zepsucia mojego nastroju i uczucia odrętwienia, melancholii. W rzeczywistości oczywiście co innego było winowajcą. 
W szybę samochodu zaczynały uderzać krople deszczu i jak na ironię, w tamtym momencie nasz samochód przejechał obok ohydnej, drewnianej, mającej już swoje lata tablicy, informującej, że znalazłyśmy się wreszcie w mieście. Mówiła ona: "Miasto Forks Wita", co nie było zbyt zachęcające.
W wiecznie zasnutym chmurami i deszczem stanie Waszyngton, znaczy... miasteczku Forks. To właśnie tam opierał się cel naszej idiotycznej - i jak na mój gust - niepotrzebnej podróży. 
Razem z Karen - moją lekko zakręconą mamą i (trochę zdzirowatą) siostrą Katherine przeprowadzałyśmy się z Tacomy, do małego, deszczowego miasteczka, liczącego zaledwie 3120 mieszkańców (tak, specjalnie poświęciłam swój czas by sprawdzić na wikipedii, ale to mało znaczący szczegół), którego gospodarka opierała się na przemyśle drzewnym. Aha, nie zapominajmy, że popularne jest tu wędkarstwo, niech żyje rozrywka! 
Niezmiernie się cieszę. Tylko szkoda, że mojego sarkazmu nie słychać. 
Karen podczas jazdy podśpiewywała piosenkę z radia, Katherine robiła sobie zdjęcia na tylnym siedzenia, wydymając wargi, pomalowane według mnie, o wiele za dużą ilością błyszczyka. A ja? Ja siedziałam opierając głowę o szybę, modląc się, by ten koszmar wreszcie się skończył. Po prawie czterech godzinach jazdy mój telefon rozładował się na dobre; nie miałam już kontaktu z tumblrem, twitterem, facebookiem i wieloma innymi ważnymi rzeczami, a przenośna ładowarka spoczywała gdzieś na dnie mojej walizki, w bagażniku. Przez to byłam zmuszona słuchać ciągłej paplaniny Kath, mówiącej, że już nie może doczekać się poznania nowych ludzi, pierwszej powitalnej imprezy, no i innych głupot pozbawionych najmniejszego sensu.
Ona, w porównaniu do mnie była bardzo podekscytowana wyjazdem. 
No pewnie, że się cieszy. Będzie tu wiele nowych facetów, przed którymi będzie mogła rozłożyć nogi, co dla niej typowe. 
Nie zrozum mnie źle. Nie jestem typem dziewczyny, która jest nastawiona negatywnie to życia i otaczającego mnie świata. Największą rzeczą, która mnie denerwuje u pojedynczych jednostek jest po prostu głupota. No i przede wszystkim w tym momencie jestem niezadowolona. Ale tak chyba miałby każdy normalny. 
 - No kiedy wreszcie dojedziemy? Jestem zniecierpliwiona, przecież tam bardzo nie mogę się doczekać... - zaczęłam zdzierać lakier z paznokci. pozwalając, by sarkazm opuścił moje usta. Boże. Tak bardzo nie mogłam znieść tej nicości. Same drzewa okalające jezdnię. Marudzenie w tym momencie wydawało się jedyną alternatywą, by nie zwariować. 
 - Wiesz, że było to nieuniknione, Ronnie. Życie w Tacomie wcale nie było tanie, a wręcz męczące. Tutaj wszystko jest tańsze i łatwiejsze. Nasz nowy dom był prawie połowę tańszy od starego! - Karen nie ukrywała radości. - Zostało nam dużo oszczędności ze sprzedaży domu, co pozwoli nam dobrze się urządzić, na dodatek mogę spokojnie otworzyć mój własny sklep, o którym marzyłam od lat. Czy to nie cudowne? 
Oczywiste jest to, że chciałabym cieszyć się wraz z nią, ale po prostu nie mogłam. W Tacomie mieszkałam przez wiele lat. To tam chodziłam do szkoły, tam miałam ulubione miejsca i własne przetarte szlaki. Tam zostali moi znajomi; może nie było ich co prawda za wiele, ale jednak. Cóż, zawsze wolałam czytać książki, niż spędzać czas z rówieśnikami; kochałam oglądać seriale, nie chodzenie na zakupy; do tej pory kochałam Disneya, a no i zdecydowanie wolałam siedzieć na tumblrze, niż umawiać się z facetami. Może stąd to, że nigdy nie miałam przyjaciółki, ani chłopaka? 
Westchnęłam zrezygnowana i ponownie oparłam głowę o szkło. 
Nie mogłam nic wskórać na obecną sytuację, z czym trudno było się pogodzić. Rzeczywistość była taka, że przez ten rok do wyjazdu na college byłam uziemiona na dobre.
 - Kochanie, spójrz na to w ten sposób. Mała liczba ludności ma ogromne plusy. Na przykład nigdy nie będzie korków - zachichotała. W Tacomie korki były codziennością. Pamiętasz jak nigdy nie mogłaś zdążyć na czas do szkoły? W małych miejscowościach wszyscy są tacy przyjaźni. Do tego zobacz jak tu jest pięknie. Wszędzie natura, można odetchnąć świeżym powietrzem, a nie tymi okropnymi spalinami. 
Kiedy o tym mówiła cała promieniała. Tak naprawdę byłam świadoma, że należy jej się coś od życia. W końcu wychowywanie mnie i Katherine przez trzynaście lat musiało nieść wiele trudu i wyrzeczeń, Wiedziałam też, że Karen uwielbiała przyrodę, dlatego chyba tak jej się podobało do odludzie odgrodzone drzewami od reszty świata.
 - Tak mamo, chyba masz rację... - powiedziałam cicho, patrząc jak deszcz obmywa szyby samochodu. 

***

Po dokładnym rozpakowaniu rzeczy (tak naprawdę pierwsze co jak przyszłam, to rzuciłam się twarzą na łóżko i leżałam tak przez dobre piętnaście minut, ponieważ wnoszenie bagaży po schodach było wystarczająco męczące, ale sami rozumiecie) przebrałam się w wygodne legginsy i dużą bluzę, którą uwielbiałam - byłam jedną z tych dziewczyn, które bardziej zwracały uwagę na wygodę, a nie ukazanie jak największej ilości ciała jak np. moja siostra. Następnie zeszłam do salonu, by pomóc mamie i Kath w dodawaniu salonowi lepszego wyglądu oraz w ogólnym posprzątaniu domu, by potem móc spokojnie położyć się spać, bez obaw, że rano obudzimy się w czeluściach syfu. 
Dom nie był zły, choć nie ukrywam - nadal byłam zwolenniczką Tacomy. Jednak jeśli już się tu znajdowałam, to mogłam przyznać, że ogólnie podobało mi się to całe ustawienie pomieszczeń i dość duży metraż. Do tego mieliśmy garaż i miejsce parkingowe, co było nie do pomyślenia w dawnym miejscu zamieszkania, gdzie wszystkie budynki ustawione były szeregowo, na ścisk. No i perspektywa budzenia się codziennie przed widokiem lasu nie była aż taka zła, mając do porównania tłoczną, śmierdzącą ulicę w samym środku większego miasta. Dodatkowo zaintrygowało mnie stare, potężne drzewo przed naszym domem, którego grube gałęzie były dosłownie przy moim oknie. Pocieszał mnie także fakt, że chociaż ten dom nie wyglądał, jakby stał tu od czasów pierwszej wojny światowej, czy może nawet wojny secesyjnej, czego nie można powiedzieć o budynkach, obok których przejeżdżałyśmy po drodze. 
 - Mamoo - zajęczała Katherine. - Jestem za niska by powiesić te cholerne firanki.
Dziewczyna stała na stołku starając się dosięgnąć karniszy, ale brakowało jej paru centymetrów. W tym samym momencie siedziałam na podłodze i wykładałam równe pamiątki i ozdoby z kartonów. Karen za to wypełniała pułki i regały wszystkimi książkami, a trzeba przyznać, jest ich całkiem sporo. Uwielbiam kolekcje powieści Karen, ponieważ zawsze można było tam znaleźć coś ciekawego, a jej nie da się zarzucić braku gustu literackiego. Na dodatek z miesiąca na miesiąc przybywało wiele nowych książek, a kobieta przypadała szczególnie za tymi z antykwariatu. Czy wspominałam jak bardzo kocham czytać? 
 - Katherine, dobrze wiesz, że jesteś z naszej trójki najwyższa. Dasz jakoś radę - Karen zaczęła chichotać, wycierając kurz z pólek i kominka różową ściereczką. 
Miała rację, chociaż nawet Kath nie zaliczała się do 'tych wysokich'. Bez swoich okropnych obcasów miała jakoś około 165 cm wzrostu, co było na jej dowodzie, stąd to pamiętałam. Ja miałam 157 cm, co jest co prawda trochę wstydliwe, ponieważ na wszystkich patrzę z dołu, nie raz zadzierając głowę wysoko do góry, a wyjście na zakupy spożywcze nie należy do najłatwiejszych, gdyż nigdy nie dosięgam do górnych półek i muszę prosić obcych ludzi, by podali mi karton ulubionych płatków Lucky Charms, no ale nic nie da się na to poradzić, więc zakładam, że się z tym pogodziłam. 
Przewróciłam oczami widząc trud dziewczyny. 
 - Załóż koturny, na pewno dosięgniesz. 
Nie wiem, czy to był bardziej sarkazm, czy pomocna uwaga, ale brunetka sapnęła, zeskoczyła z krzesła i ruszyła  na przedpokój. Zaraz wróciła w jednych ze swoich najwyższych par butów. Okazało się, że mój pomysł był trafny i teraz z satysfakcjonującym uśmiechem wieszała firanki, następnie niebieskie zasłony. 
Wyciągnęłam z kartonu ramki ze zdjęciami. Moim zadaniem było powiedzenie ich na ścianie i ustawienie na kominku. Było ich całe mnóstwo, ponieważ Karen była bardzo sentymentalna, ale nie dało się nie lubić tej cechy. Lubiła bowiem dokumentować wiele momentów z życia naszej rodziny.
Przyglądałam się pierwszej wyciągniętej fotografii, która przedstawiała całą naszą trójkę przytulającą się do siebie. Pamiętam ten moment, jakby to było dziś. Miałam wtedy cztery lata, a Kath pieć. Nie różniłyśmy się wtedy tak bardzo jak teraz i muszę przyznać, że w latach wczesnego dzieciństwa uwielbiałyśmy się nawzajem. Nie był to jeszcze okres, w którym ważni byli chłopcy dla Katherine, a dla mnie hmm, tumblr? Wtedy królowały lalki barbie, lody, katalogi ikei. które ubóstwiałyśmy oglądać i wycinać. Od kiedy pojawiłam się w domu Karen jako mała dziewczynka z Katherine byłyśmy nie rozłączne, ale wiadomo, w rodzeństwie często jest tak, że podczas dorastania wiele rzeczy diametralnie się zmienia. 
Historia naszej rodziny była trochę inna od pozostałych. Kiedy miałam cztery lata zostałam adoptowana przez Karen. Katherine jako pięciolatka, parę miesięcy przede mną. Ona jako pierwsza pojawiła się w domu Karen i to w sumie dzięki niej tak szybko oswoiłam się z nowym miejscem. 
Nie pamiętam wcześniejszych lat mojego życia przed adopcją, ani paru miesięcy u rodziny zastępczej*. Zgadywałam, że byłam po prostu za mała, by to jakoś pamiętać. Nie wiedziałam kim byli moi biologiczni rodzice, zapytałam tylko raz o to Karen. 
Powiedziała mi tamtego dnia, że nie zdążyła ich poznać, gdyż zginęli w wypadku samochodowym, podobnie jak rodzice Kath. Tylko dziwne było to, że jak o tym mówiła łapała ją nagła irytacja i podenerwowanie. Była w pewnym sensie na to uczulona, choć nie miałam pojęcia dlaczego. Wolałam o to więcej nie pytać. Nie miałam potrzeby rozkopywania przeszłości, której mimo wszystko i tak nie pamiętałam. 
Wkurzał mnie jedynie fakt, że nie posiadałam żadnych pamiątek po biologicznych rodzicach, nawet głupiej fotografii. Nie potrafiłam sobie wyobrazić jak wyglądali, jak bardzo byłam do nich podobna, czym się interesowali, po prostu nie wiedziałam nic. Jedynie... miałam takie dziwne sny, których czasem bardzo się bałam, lecz nie potrafiłam wytłumaczyć dlaczego. No ale sny mogą brać się znikąd, więc nie wierzyłam, że może być to w jakikolwiek sposób związane z moją dawną rodziną. 
To właśnie zdjęcie zrobiłyśmy parę dni po tym, jak dołączyłam na stałe do rodziny Addisonów. 
Grzebiąc w kartonie zauważyłam zdjęcie przedstawiające mnie i Katherine, kiedy miałyśmy pięć i sześć lat. Byłyśmy ubrane w szkolne mundurki i wybierałyśmy się na pierwszy dzień w szkole, ponieważ Karen postanowiła dopuścić mnie rok wcześniej do pierwszej klasy, dzięki czemu byłyśmy w tym razem. Katherine już jako mała dziewczynka była bardzo pewna siebie. Szczerzyła się do aparatu ukazując swoją radość przed nową przygodą jak i... swój brak uzębienia. Ja za to odwrotnie: naburmuszona chowałam się za długimi lokami wierząc, że jeśli ukryje się za włosami to stanę się niewidzialna. Karen zawsze mówiła, że to jej ulubione. 

***

Kiedy wszystko było już na swoim miejscu; okna bogate były teraz w firanki i zasłony, ściany pełne były ramek ze zdjęciami, półki wypełnione książkami, na podłodze nie można było dopatrzeć się chociaż grama kurzu i ogólnie było czysto, opadłyśmy bez sił na kanapę. 
 - To co dziewczęta, może po kieliszku wina wypijemy za nasz nowy, piękny i przede wszystkim wysprzątany dom? - Karen uśmiechnęła się szeroko, poruszając brwiami. 
Z Kath z entuzjazmem się zgodziłyśmy, na co Karen zachichotała. Poleciała szybko do kuchni i zaraz przyniosła kieliszki pełne czerwonego wina. 
Karen miała bardzo specyficzny styl wychowywania. Nie żeby było z nim coś nie tak. Po prostu była pełna sprzeczności. Nigdy nie była surowa, ale zawsze dawała nam jednoznacznie do zrozumienia, co jest dla nas dobre. Mimo to, była bardzo delikatna, opiekuńcza i kochana. Zawsze było czuć od niej bijącą miłość i opiekuńczość, a w szczególności emocjonalność; bardzo łatwo się wzruszała, co czasem bywało aż uciążliwe (zazwyczaj czuję się niezręcznie, gdy ktoś obok mnie płacze, bo nie wiem co w takiej chwili należy zrobić). Jednocześnie była bardzo pobłażliwa w wielu kwestiach. Na przykład pozwalała nam wychodzić kiedy miałyśmy ochotę. Co więcej, mogłyśmy wracać o której chcemy. pod warunkiem, że wiedziała, gdzie się znajdowałyśmy. Nie kontrolowała nas i nie sprawdzała. Ale to może dlatego, że nie wystawiłyśmy jej cierpliwości na próbę. Kto wie? Może istniała jakaś godzina policyjna, z której jeszcze nie zdawałyśmy sobie sprawy. 
Bardzo w niej lubiłam to, że nad nami nie wisiała. Nie zwracała uwagi, kiedy przeklinałyśmy w jej obecności (to wcale nie tak, że robiłam to jakoś często). Od czasu do czasu pozwalała nam się napić wina i nie robiła jakiś afer, że - jedynie Kath, bo to nie w moim stylu - wrócimy do domu z imprezy, gdzie był alkohol. Rozmawiała z nami bardziej jak z przyjaciółkami, niż jak z córkami, mimo, że wychowywała nas już trzynaście lat. 
Popadała w skrajności. Raz była nadopiekuńcza, raz pobłażliwa, chociaż częściej występowało to drugie. Nie łatwo ją tak do końca rozgryźć, więc już dawno temu dałam sobie spokój.
Muszę dodać, że ma bardzo oryginalne zainteresowania. Oprócz tego, że dużo czyta i uwielbia rośliny, interesują ją zioła i różne naturalne mikstury, które pomagają zdrowotności. Posiada wiele książek na ten temat. Gdy byłam mała uwielbiałam, gdy mi je czytała. Pobudzała tym moją wyobraźnię. Do dziś śmiejemy się z tego, że jako pięciolatka, zapytana o to, kim chciałabym zostać w przyszłości, zamiast powiedzieć jak inne dzieciaki, że na przykład marzę o pracy lekarza, piosenkarki, aktorki, czy może nawet nauczycielki, odpowiedziałam: "Zostanę wróżką i będę czarować i leczyć moimi miksturami".
Tym Karen właśnie się zajmuje w wolnym czasie. Jej naturalnie robione leki naprawdę zdobywają furorę, dlatego postanowiła otworzyć swój własny mały sklep. Na pierwszym miejscy stawiała pomaganie ludziom. Z zawodu była lekarzem, a w Forks przyda się nowy, wykwalifikowany pracownik w szpitalu i to także jest powodem naszego przyjazdu. Do tego zachowuje się jak typowy hipis: nienawidzi konfliktów i kłótni, jest kompletną pacyfistką, uwielbia ekologię, słucha muzyki w takim stylu, nawet podobnie się czasem ubiera (w jej szafie przeważają jeansowe dzwony i te charakterystyczne luźne koszulki z odsłoniętymi ramionami) co może wydawać się trochę zabawne. Nawet gdy ją poznałam w jej samochodzie dyndała mała laleczka, podobizna Johna Lennona. Jednak za nic w świecie nie potrafię sobie wyobrazić jej z marihuaną (a szczególnie po jej działaniu). Chociaż... nigdy nie pytałam o jej zapatrywanie na narkotyki. 
Moje przemyślenia przerwał dzwonek do drzwi. Karen popatrzyła na nas ze zdziwieniem wypisanym na twarzy i ruszyła czym prędzej, by otworzyć. Zauważyłam przy okazji, że przestało już padać, a niebo przybrało ciemniejszą barwę, ponieważ był już wieczór. Kierowana wrodzoną ciekawością postanowiłam dołączyć do Karen. Katherine pobiegła za mną. 
Karen otworzyła drzwi. Na progu stała blondynka, w wieku zbliżonym do niej. Była naprawdę bardzo ładna, schludnie ubrana, a jej makijaż wydawał się perfekcyjny. Włosy też miała nienagannie ułożone i w ogólne wyglądała jak pieprzona perfekcja. 
Gdy nas zauważyła na jej usta wysunął się szeroki uśmiech. 
 - Dzień dobry - przywitała się z nutką nieśmiałości, podając rękę Karen. - Jestem Denise. Mieszkam na przeciwko. - skinęła na budek za sobą - Pomyślałam, że dobrze byłoby przywitać się z nowymi sąsiadkami i podzielić się wypiekiem - i to mówiąc wręczyła Karen blachę z pysznie pachnącym cytrynami ciastem, uśmiechając się przyjaźnie. 
 - Oh, nie spodziewałam się tak miłego powitania - Karen nie wiedziała co powiedzieć, policzki jej lekko poczerwieniały. - Jestem Karen, to moje dwie córki Katherine i Ronnie. 
Podałyśmy ręce Denise. Karen zaprosiła kobietę do środka, mówiąc, że chętnie zje ciasto i wypije z nową sąsiadką wino. Nawet nie spostrzegłam, kiedy zostałam przy otwartych drzwiach sama, słysząc jak Denise opowiada, że ma trójkę dzieci.
Chciałam zamknąć drewnianą powłokę, o którą w tym momencie się opierałam, gdy dostrzegłam postać przede mną. Na werandzie sąsiadującego z nami domu siedział jakiś facet, palący papierosa, wystukując jednocześnie coś na swoim telefonie. Miał blond włosy zaczesane do góry. Ciemne jeansy z wycięciami na kolanach idealnie opinały jego długie, chude nogi, a z pod białej koszulki z krótkim rękawem prześwitywały tatuaże. Cała masa tatuaży. Miał nimi pokryte całe ręce, tors i szyję. Tyle mi się udało przynajmniej zauważyć przez bawełniany materiał. Przyjrzawszy się bardziej, dostrzegłam, że ma kolczyk w brwi, wardze i dość duże tunele w uszach, Oblizał dolną wargę i zauważyłam, że w języku także znajdował się kolczyk. Kiedy się uśmiechał, w prawym policzku pojawiał mu się mały dołek, a ja nagle na ten widok poczułam dziwne uczucie w brzuchu, Jego włosy były w sumie trochę za długie, bo kiedy na mnie patrzył przyłapując, na tym, że się na niego gapię musiał je odgarnąć z czoła...
O cholera.
Miałam ochotę odwrócić wzrok i uciec do środka, ale nie potrafiłam. Coś było w jego hipnotyzującym wzroku, że nie mogłam przestać na niego patrzeć, a co dopiero oderwać stóp od podłogi, by zerwać się do ucieczki. Przyglądał mi się przenikliwie, przechylając głowę na bok. Zlustrował mnie bezceremonialnie od góry do dołu. Czułam się szczególnie skrępowana, kiedy dłuższą uwagę pozostawił na moich nogach w obcisłych legginsach. Ponownie oblizał wargi i ciągle na mnie patrząc, pokręcił głową z rozbawieniem błyszczącym w oczach, Czułam, jak moja twarz przybiera czerwonego koloru. Musiałam się jakoś pozbierać. Ze zduszonym oddechem weszłam prędko do domu i zamknęłam za sobą drzwi. 
Założę się, że teraz śmieje się ze mnie.
Cała zlana potem dołączyłam do Karen, Denise i Katherine siedzących w salonie, które w tym momencie zajadały ciasto, a Denise chwaliła wystrój pomieszczenia. 
Zdecydowanie tamten facet, to syn Denise. Mają podobne rysy twarzy, a szczególnie odziedziczył po niej urodę. Nie żeby mi się podobał. Był przerażający i wzbudzał lęk. Na dodatek wyraźnie ze mnie w tamtym momencie kpił. Na pewno go nie polubię. Nawet nie mam zamiaru go poznawać. 
Siedziałam jeszcze chwilę w salonie, słuchając rozmowy o tym jak w tym miasteczku jest cudownie i spokojnie oraz jak to dobrze jest mieć tak miłe sąsiedztwo (to było tak beznadziejne, że się tego słuchać nie dało), ale wreszcie stwierdziłam, że powinnam przygotować się na jutrzejszy dzień, by móc położyć się trochę wcześniej, co było przyzwoitym pomysłem. Zdążyłam jeszcze obejrzeć połowę nowego odcinka ulubionego serialu, ale przerwano mi w momencie, gdy Karen wpadła na pomysł, bym wraz z Katherine zabrała z samochodu resztę bagaży, których nie zdążyłyśmy wziąć wcześniej, co, po prostu świetnie. 
Szczerze, to byłam trochę przerażona wyjściem z domu. Przecież on mógł tam być. Jednak po chwili w myślach dałam sobie w twarz na ocucenie. W końcu trochę czasu minęło od kiedy go widziałam, jest już późno i w ogóle nie mogę się ukrywać, ponieważ mój sąsiad mnie przeraża! 
Jakoś udało nam się z Katherine wyciągnąć ostatnie kartony bez zbędnych komplikacji w postaci tajemniczego i strasznego blondyna. Jednak podczas gdy zamykałam bagażnik zrozumiałam, że chyba najwyraźniej ktoś stroił sobie ze mnie żarty, bowiem właśnie doszedł do nas dźwięk warkotu silnika i za chwilę na podjeździe domu na przeciw pojawił się motocykl. 
Facet, którego dzisiaj widziałam na werandzie zszedł z pojazdu, następnie ściągając kask. Miał teraz na sobie jeansową kurtkę z naszywkami różnych zespołów oraz jak wcześniej obcisłe, czarne spodnie z rozdarciami na kolanach. Zmierzwił swoje blond włosy i już chciał kierować się w stronę swojego domu, gdy zobaczył nas. W tamtym momencie w myślach zaczęłam się poważnie modlić by sobie poszedł. Ale nie, jak na złość na twarz blondyna wypłynął złośliwy, pewny siebie uśmiech i już zaraz stawiał pierwsze kroki w naszą stronę. 
Katherine pewnie zaczęła skakać w duchu ze szczęścia, ale ja czułam się niepewnie, gdy jego stopa minęła granicę naszego podjazdu. 
 - Cześć dziewczyny, jak się macie? - powiedział pewny siebie, z rękami w kieszeni. W blasku lampy stojącej nieopodal zauważyłam, ze ma zaczerwienione oczy, co pewnie oznaczało, że niedawno palił skręta. 
I ten tekst był naprawdę słaby, jeśli rzeczywiście miał służyć jako podryw, czy coś. 
Jednak na Katherine podziałał (oczywiście, że tak). Zaraz rozpoczęła z nim swoją gadkę, ciągle wachlując doczepionymi rzęsami i mogłabym przysiąc, że robiła tak, jak na tych wszystkich kreskówkach. Brakowało jedynie tego charakterystycznego dźwięku przy mrugnięciach, A ja naprawdę czułam się zażenowana, bo ona ugh, była taka głupia. Stałam tam niezręcznie trzymając w rękach ciężki karton, podczas gdy ona w najlepsze flirtowała z Niallem (tak właśnie się przedstawił). Jak zwykle zostawałam w tyle przy Katherine. To na nią patrzyli faceci, ponieważ była skąpo ubrana i za mocno pomalowana i do tego miała długie, doczepiane włosy, podczas gdy ja średnio lubiłam mocny makijaż i ubierałam się zazwyczaj w duże swetry, lub bluzy. I to właśnie ona zawsze mówiła, a ja pozostawałam milcząca, choć w sumie nie przeszkadzało mi to tak bardzo. 
Mój tok myślenia został przerwany, gdy właśnie Niall się do mnie odezwał. 
 - A ty, to kto? - wyciągnął z tylnej kieszeni paczkę papierosów, zapalił jednego, a potem wydmuchał dym prosto w moją twarz, co było irytujące i zaraz zaczęłam kaszleć. 
Pominęłam fakt, że jego zachowanie było niegrzeczne i postanowiłam być ponad to i po prostu mu się przedstawiłam. Wcześniej nie miałam okazji tego zrobić, ponieważ nawet nie chciało mi się próbować przebić się przez bezsensowną paplaninę Kath. 
 - Przeprowadziłyście się tu na stałe? 
 - Tak, od teraz będziemy oficjalnie sąsiadami - zapiszczała Kath, na co przewróciłam oczami. 
 - Oh, jak miło - znów wypuścił dym, następnie spojrzał na mnie i zaczął bawić się kolczykiem w wardze. - Będziemy mogli razem poimprezować. Niedługo robię domówkę, więc wpadajcie. 
 - Na pewno przyjdę - Katherine zakręciła pasmo włosów wokół palca. Czy tylko ja uważam, że jej zachowanie jest idiotyczne?
 - A ty? - pokierował pytanie do mnie, a ja znów poczułam się obnażona po jego spojrzeniem. 
 - Ronnie nie chodzi na imprezy - sprostowała Katherine, zanim w ogóle zdążyłam się odezwać. 
Jakim prawem odpowiada za mnie? Czy ona naprawdę stara się mnie upokorzyć?
Niall podniósł jedną brew ze zdziwienia, ale za chwilę popatrzył na mnie z wielkim rozbawieniem, Naprawdę nienawidzę gdy ktoś ze mnie kpi. Miałam ogromną ochotę zedrzeć ten uśmieszek z jego twarzy. 
 - Czyżby grzeczna dziewczynka
Nie skomentowałam tego. Po prostu rzuciłam krótkie pożegnanie, uzasadniając to jutrzejszym dniem w szkole. Wolałam się szybko ulotnić, niż być obiektem kpin i żartów. Okej, może nie chodzę na imprezy, ale przynajmniej potem jest mi z tym dobrze, że moje poniżające zdjęcia nie widnieją na facebooku, czy na przykład nie mam kaca, czy coś w tym stylu. Potrafię dobrze bawić się bez alkoholu i narkotyków... Dobra, przynajmniej tak mi się wydaje. 
Kiedy złapałam za klamkę, niosąc w rękach dwa ciężkie kartony, usłyszałam jeszcze jego drwiący głos: 
 - No wiesz, mogę cię nauczyć jak być niegrzeczną - roześmiał się głośno. Moje policzki ponownie poczerwieniały, a za chwilę już trzasnęłam drzwiami. 
Wzięłam szybki prysznic, by jakoś zmyć z siebie ten dzisiejszy dzień. Gdy przechodziłam korytarzem w swojej ulubionej piżamie z Mickey Mouse wpadła na mnie rozgorączkowana Katherine. 
Ok, tylko nie to... nie, nie nie!
 - O BOŻE RONRON! 
Skuliłam się w sobie na jej wysoki, dwuoktawowy ton. Podekscytowana szczerzyła się, wymachując praktycznie rękami. 
 - Co? - odpowiedziałam beznamiętnie, robiąc unik, bo prawie dostałam w twarz z jej ręki.. 
 - Czy widziałaś kim jest nasz super-nowy-seksowny-sąsiad, dzieeeewczyno? 
Czemu zachowuje się jakby była na koksie?
 - Ta i co z nim? - minęłam ją, niemal warcząc i przewracając oczami. Chciałam wreszcie dostać się do swojego pokoju i mieć święty spokój. Czy ten dzień musi być aż tak trudny? 
Słyszałam, że coś mówi za mną, ale zwyczajnie trzasnęłam drzwiami przed jej twarzą, ponieważ, ugh, kurwa, była taka irytująca. 
Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam krzyczeć w poduszkę tyle, ile miałam siły w płucach, by pozbyć się gniewu. Mogłam spokojnie zaliczyć ten dzień do listy tych najgorszych w historii. Marzyła tylko o śnie. Oprócz tego, że miałam beznadziejnego, aroganckiego sąsiada, to jutro miałam iść do nowej szkoły i ten fakt wcale mnie nie cieszył. Dzisiaj oficjalnie kończyły się wakacje. Jutro zacznie się szkolna monotonia, a to, że będę tam nowa, podczas gdy inni będą dobrze się już znać z ubiegłych lat nie było powodem do radości. To mnie w pewien sposób przerażało. 
To był mój pierwszy dzień tutaj, a ja już nie znosiłam tego miejsca. 
Po prostu świetnie. 

* gdy dziecko zabierane jest od rodziców, lub po prostu ich traci, zostaje (przynajmniej w stanach) oddane do domu tymczasowego - zastępczego, w którym mieszka przez jakiś czas, dopóki nie dojdzie do konkretnej adopcji już takiej na stałe. 

___________________________________


Witajcie kochani w pierwszym rozdziale #SBYAA!

Na samym początku pragnę was cieplutko przywitać. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej :))

Niezmiernie się cieszę, że wreszcie mogłam dodać pierwszy rozdział. Praca nad fanfiction trwała przez parę dobrych miesięcy, a wszystko trochę się przedłużało, ponieważ szkoła i nauka zajmowała większość mojego czasu. Na całe szczęście już z wami jestem! 

Pierwszy rozdział zawsze jest w pewien sposób organizacyjny. Rzadko pojawia się w nim jakaś akcja, ponieważ na samym początku należy przedstawić jakieś informacje, bohaterów i tak dalej, by czytelnikowi łatwiej udało się wdrożyć w temat, Mam nadzieję, że was nie zanudziłam, czy coś. Na swoją obronę mam to, że w następnych rozdziałach będzie o wiele ciekawiej. :))

Proszę, napiszcie w komentarzach swoje zdanie na temat rozdziału, a także udzielajcie się pod hashtagiem na twitterze! #SBYAAfanfiction :0 Jestem bardzo ciekawa waszych opinii. Pamiętajcie, że to ogromnie motywuje :)

Rozdziały będą mniej więcej takiej długości. ,Myślę, to całkiem fajna sprawa, mimo, że wymaga to ode mnie wiele czasu i poświęcenia, a także zarwanych nocy, ponieważ wtedy mam największą wenę. Pomyślałam także, że eę przy każdym rozdziale proponować soundtrack, a każda piosenka w grunge;owym stylu, czyli klimacie ff. Kocham po prostu :))

Myślę, że to chyba wszystko. Dziękuje za przeczytanie misiaki. Zapraszam także, na mój twietter  i specjalny ask do fanfiction: 

twitter - snxxst

Do nastepnego kochani! xoxo





środa, 25 stycznia 2017

Wstęp

PROSZĘ O PRZECZYTANIE TEGO, PRZED ROZPOCZĘCIEM OPOWIADANIA. 

Okej, tak więc przed pierwszym rozdziałem chciałabym sprostować niektóre rzeczy, które według mnie są całkiem ważne. Bardzo chciałabym uniknąć późniejszych niedomówień, dezorientacji czy też pretensji. 

Zacznę może od tego, że nie jest to moje pierwsze opowiadanie. Część z was może mnie kojarzyć dzięki Impossible (link). Nie jest to żadna kontynuacja, ani nic z tych rzeczy. Za to wykorzystałam podobnych bohaterów, ponieważ jak najbardziej pasują oraz lubię dawać do ff gwiazdy, do których pałam sympatią. Fabuła może wydawać się podobna, jednak z czasem zaczniecie patrzeć na to z całkiem innej strony - mam przynajmniej taką nadzieję.

Po drugie, bardzo ważna rzecz. Otóż za pewne (a mogę dać sobie uciąć rękę, że tak się stanie) w przyszłości pojawią się komentarze, o treści: "Podobne do tdb! Nie masz własnego pomysłu?". Ha, i tu chciałabym wyjaśnić. 
Pewnego dnia nadziałam się na opowiadanie Ronnie Bennett, podczas, gdy szukałam fajnych ff o Niallu-Punku (od długiego czasu mam słabość do takiego fikcyjnego wizerunku blondyna, tak jak do innych facetów wyglądających w ten sposób). Długo się broniłam przed przeczytaniem Teenage Dirtbag, ponieważ wtedy wydawało mi się, że ma bardzo mało rozdziałów (w tamtej chwili nie zdawałam sobie sprawy z ich długości). Ostatecznie postanowiłam przeczytać to ff i jestem pewna, że była to jedna z lepszych decyzji w moim życiu.
Historia Rey Parker oraz Nialla Horana tak dogłębnie we mnie uderzyła, że przez długi czas nie potrafiłam się ogarnąć i pogodzić się z jej końcem; to samo działo się po przeczytaniu bias. Czytałam to jeszcze parę razy i w taki sposób dostałam natchnienia jak będzie wtedy wyglądać Impossible.

Informuję w ten sposób, że 'Sorry Baby, You're An Asshole' jest luźno zainspirowane fanfiction (tdb&bias) autorki Ronnie Bennet, której talentu ogromnie zazdroszczę :))) Dzięki niej poukładałam sobie w głowie wizję kolejnego ff i mam nadzieję, że wyjdzie mi to jak najlepiej.
Nie mam tu zamiaru od niej "zrzynać". Niestety, jak pisałam na bieżąco rozdziały umieszczenie niektórych podobnych scen w ff było nieuniknione, ale dalej łudzę się, że wyszło okej. Możecie wierzyć, bądź nie, ale ja już wcześniej miałam parę ciekawych pomysłów (np. na imprezy), a potem okazało się, że podobne wydarzenia zostały przedstawione w owych ff.
To nie koniec. Lubię czerpać pomysły z seriali (tj. Awkward, Skins), jeśli zobaczysz podobieństwo, to nie przypadek. Inspiruje się rzeczami, które oglądam. Więc jeśli przeszkadza ci to, proszę przestań czytać lub przynajmniej nie zostawiaj niegrzecznych komentarzy, gdyż zadbałam o uprzedzenie was.
Główny wpływ na charakter SBYAA miała jednak książka, pt: 'Hopeless' i to dzięki niej dobrze wiedziałam jaki charakter będzie miało SBYAA.
Myślę, że jeżeli zmieszam różne świetne rzeczy z seriali, filmów, ze swoimi pomysłami może wyjść coś fajnego. Piszą mi, że Impossible wyszło super, a ja dążę do zawieszenia jeszcze wyżej poprzeczki :))

Następnie chciałabym odnieść się do głównych bohaterów - wybrałam Jade, ponieważ jest śliczna, a do tego ją ubóstwiam; wyboru Nialla chyba nie muszę tłumaczyć. ;)
W każdym moim opowiadaniu staram się uosabiać z główną bohaterką, nie raz bardziej, a raz mniej ale jednak staram się dać jej jakąś choć cząstkę mojego charakteru bądź zainteresowań. To jest dla mnie ważne. W tym przypadku role się odwróciły i to Niall głównie będzie podobny do mojej osoby (mam tu na myśli jego niektóre problemy, ale pragnę zaznaczyć, że one będą ujęte w inny, nie dosłowny sposób, żeby nie były identyczne do tych moich). Dlatego chciałabym, żebyście nie oceniali tego jaki jest dopóki nie dowiecie się dlaczego w taki sposób stworzyłam jego postać.

Nawiązuje w tym momencie do tego, że bohaterowie będą zmagać się z problemami. Zależy mi, żeby to ff nie było owinięte taką fikcją przedstawiającą idealne życie, idealne osoby bez żadnej, nawet najmniejszej skazy i całe piękne życie, które w rzeczywistości daje mocnego kopa w tyłek. Dlatego też SBYAA jest dla mnie tak ważne i właśnie w ten sposób wymyśliłam przeszłości Nialla i Ronnie. Choćby fragment, mała cząsteczka ich losów jest związana ze mną i tym się inspirowałam. Między innymi dlatego bardzo proszę o zachowanie swojej krytycznej opinii dla siebie.
Nie twierdzę oczywiście, że dokładnie przydarzyło mi się w przeszłości to, co Ronnie i Niallowi. Ale małą część można przypisać mojemu życiu i będę owijać fikcję wspomnieniami i moimi osobistymi obawami. Nie wiem jak to dokładnie opisać. Po prostu nie chcę wszystkiego podawać od razu na tacy.

Postacie przyjaciół Ronnie są stworzone na wzór oryginałów. Np, Jake Bass jest zdrowo popieprzony :) i tak też zachowuje się w SBYAA jako Jake Malik (), a Emma Roberts ma charakter suki, czego nie ukrywa no i tak też ma jako Sophia Jankins.

Kolejną rzeczą, jaką napiszę będzie długość rozdziałów. Notki będą dość długie, by akcja akurat pasowała i jakoś beznadziejnie się nie urywała. Może system w szkole Ronnie i Nialla będzie oparty na Ameryce. Gdy nauczyciele będą sprawdzać obecność i wyczytywać nazwiska, to tylko bohaterów ważnych dla tego ff. Trener jest wzorowany na wzór trenera z Teen Wolf ;)). Jeśli ktoś nie wie o co chodzi to mniej więcej widać to tu: klikalbo coś w tym stylu: klik⇐. Akcja ff zaczyna toczyć się w 2015 roku.

Inną sprawą, jaką chcę naprostować, jest to, że w tym ff będą występowały postacie homoseksualne. Również przemoc, liczne sceny o zabarwieniu seksualnym, wulgarny język, itd., więc jest to swego rodzaju ostrzeżenie, choć jestem pewna, że tylko bardziej was zachęcam pisząc to. (:

SPRAWA NA KTÓREJ MI ZALEŻY: proszę o udzielanie się pod hashtagiem ff - #SBYAAfanfiction 

Naprawdę doceniam, że przeczytałeś tą rzecz. Dwa pierwsze rozdziały są swego rodzaju wprowadzeniem, więc akcja jeszcze za bardzo się nie rozpocznie, ale i tak mam nadzieję, że wam się spodoba. Zapraszam do czytania. :))